• Polska z doskoku – szukając polskości razem z Gombrowiczem

    Ostatnio sporo czytałam Polaków-podróżników, którzy jedną nogą w ojczyźnie, drugą na Zachodzie, zastanawiają się, czym jest ta cała polskość, którą noszą w sobie, z którą próbują się zmierzyć, rozstać albo pogodzić. Jadąc przez słoneczne i zupełnie nielistopadowe autostrady A3 i A9, czytałam na przykład dziennik-autobiografię W. Gombrowicza „Wspomnienia Polskie.” Dzieciństwo, młodość, studia i pierwsze próby pisania w Polsce, widziane i opisywane w innym czasie i miejscu – po upływie dwudziestu lat, na emigracji w Argentynie. Po kilku godzinach lektury zastanawiam się, co ze mną z tego zostanie. Myśli znakomitych i elokwentnych jest w tych zapiskach wiele, ale ile jest takich, które nie tylko zachwycają, ale i dotykają? Odbijają się we…

  • Przejściowi

    Niby nic nadzwyczajnego. Tłum takich samych jak my ludzi. Dzieci, matek, babć i kilku osamotnionych w tym żeńskim tłumie mężczyzn, na których spoglądam podejźliwie. Łańcuszek tworzy się już od wejścia aż do pokoju-straganu, który „obsługuję“. Mam uważać, żeby każdy brał tylko to, co naprawdę potrzebne i myślał przy tym o innych. Stoję na straży sprawiedliwości i solidarności, choć tutaj takiej funkcji wcale nie potrzeba. Niektóre kobiety nic nie chcą brać, tylko ustawiają się, żeby oddać ubranka, z których ich dzieci już wyrosły (w końcu i na obczyźnie dzieci rosną…), inne kobiety biorą te ciuszki i oglądają je, podstawiając do okna, pod słońce, jakby sprawdzały, czy nie fałszywe. To raczej spontaniczna…

  • Za dużo słów, za mało ciała czyli powroty do biur

    Gdy ją piewszy raz zobaczyłam, wydała mi się dużo wyższa niż na ekranie. Mówiła kiedyś coś o koszykówce, ale jakoś tego nie zajestrowałam, jej głowa w kamerce wydawała się mała, to pomyślałam, że reszta też mała. Nawet nie pomyślałam, tylko założyłam, a założenie jest przecież szybsze niż myśl. Dopiero gdy ją zobaczyłam na żywo, zdałam sobie z tego sprawę. Pół roku rozmawiałam z kimś, kto w mojej głowie miał najwyżej 168 cm wzrostu. Stale coś zakładamy, nieświadomie dodajemy niewidoczne części układanki, twarzy dorysowujemy ciało, a ciału osobowość. Lepsze fałszywe i całe niż jakieś dziury i braki. Nazywamy to interpretacją, ale czasem to raczej kwestia wyobraźni i zniecierpliwienia, pójścia na skróty…

  • Wybrałam Dostojewskiego

    „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób“. Dziesięć lat temu podziwiałam L. Tołstoja za złote myśli i wciągające początki, za dialogi, rozmach i świetność opisów, a dziś przeglądam Anne Kareninę i marszczę brwi. Zastanawiam się. Dlaczego niby szczęśliwe rodziny miałyby być do siebie podobne? To chyba tylko kwestia wyboru autora, na czym się koncentruje – czy chce pisać o nieszczęściu i zdradzie, czy o rodzinnej idylli? Dobro też możnaby przedstawić ciekawie, sam Tołstoj to robi, rysuje nam obraz Lewina i jego wybranki, Ekateriny Szczerbackiej, związku uczciwego i dobrego, ale jest to wątek poboczny. Spoglądam na moją biblioteczkę. Odwracam wzrok od telewizora, dozuję sobie wiadomości…

  • Gombrowicz w Berlinie

    Czytam W. Gombrowicza, Dziennik 1961-1966. Ostatnie tygodnie jego pobytu w Argentynie, Paryż, potem rok w Berlinie… Emigrant po 25 latach powracający do Europy… Fragmenty z Berlina są dla mnie poruszające i pół wieku później tak samo aktualne. Gombrowicz ubiera w słowa to, czego ja tu na codzień już prawie nie dostrzegam, ale do czego się znowu budzę. Jego zdania są jak przetarcie okularów specjalną ściereczką, ot na przykład taki fragment: Odosobnienie. Współpracują ze sobą, czyli udzielają się sobie tylko częściowo, w ramach funkcji. Ich samotność pochłonięta przetwarzaniem świata i zaspokajaniem potrzeb. (s. 146) Witold Gombrowicz, „Dziennik 1961-1966” No właśnie! Tę doniosłą rolę wykonywanej funkcji już kilka razy próbowałam tu ująć, ale nigdy…

  • Rozmowy na temat…

    Izolacja nie jest strategią polityczną – mówi kolega z pracy. Zadbany czterdziestolatek, trójka dzieci w szkole Montessori pod Wolfsburgiem, bez ocen i covidowych szczepionek. – Polityka musi bazować na dialogu, na dopatrywaniu się furtek albo choćby furteczek w tej całej zagmatwanej sytuacji, na walce o porozumienie mimo wszystko. – Zamyśla się i po chwili wspomina o pasywnym sprzeciwie Gandiego: – Związać nieprzyjaciela ze sobą ekonomią, to wcale nie była taka głupia sprawa. Poza tym jest jeszcze passiver Widerstand… Wyczuwam nutę melancholii w jego głosie. Podtrzymuję twarz na dłoniach opartych na biurku, żeby nie złapać się za głowę. Mam kamienny wyraz twarzy, widzę to w kwadraciku w prawym dolnym rogu, twarz…

  • Na Zachodzie bez zmian…

    Nie zauważyłam wojny. Przynajmniej nie od razu. Tego ranka miałam dużo spotkań, dużo spraw do załatwienia, ważnych spraw, które nie mogą czekać. Tak się wydaje, póki nie pojawią się inne. Pilniejsze. Usuwające grunt pod nogami. Dopiero po pracy spojrzałam na spiegel.online. I co z tego, że spojrzałam? Człowiek do samego końca nie wierzy w coś, czego nie doświadczył. Nie wierzy dziadkom, książkom, to i nie uwierzy wiadomościom z frontu, bo nie wie co to znaczy, front. Niby wie, ale nie wierzy, bo nie odczuł. Myśli, że mu się upiecze. Bo Unia, bo NATO, bo to przecież niemożliwe, żeby było inaczej niż… jest. Wczoraj Eli płakała, bo nasz trzylatek dokazywał i…

  • Milczący blog i niebezpieczeństwa języka

    Ostatnio blog milczy. Piszę opowiadania, nie da się robić wszystkiego – usprawiedliwiam sama siebie, ale zaraz widzę, że gdy mam w głowie taką utartą frazę, to mało w niej prawdy, a dużo strachów albo jakiś uników. Bo co to znaczy, że nie da się robić wszystkiego? To przecież nie zwalnia z odpowiedzialności, żeby robić to, co ważne, żeby wybierać, priorytetyzować, organizować się. Fraza tylko coś przykrywa jak niezmiecione liście przed naszym domem (już nawet niemieckie służby porządkowe nie nadążają za tą jesienią, tak się rozhulała).   W ogóle język często nas raczej ciągnie albo popycha, w miejsca, gdzie niekoniecznie chcemy zajść, na smyczach, jak psy. Język jest panem, nie odwrotnie.…

  • Między bezą a bezą – pogawędki przy winie i wizyta w innym świecie

    Ja chciałbym zapytać, czy Panie wiążą swoją przyszłość z literaturą? – prosto z mostu, ale z niemałą dozą elegancji mówi mężczyzna koło sześcdziesiątki, dosiadając się do nas na bankiecie z okazji Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza. – To zależy, co znaczy wiązać – odpowiadam chwytając się łatwego zabiegu, niedoprecyzowanej definicji  – bo przecież można wiązać się luźno i pracować na etacie gdzie indziej… – Jak Kafka, albo Gombrowicz… – No właśnie – mówię, chociaż chodziło mi tylko o siebie. O jakieś kiepskie chyba usprawiedliwienie. Że się tej całej literaturze nie poświęciłam tak bez reszty, że jestem tu jakimś może bękartem, z krótką wizytą z innego świata. Ale mimo to czuję…

  • Bele siana zrolowane jak maty do jogi czyli krajobraz, który mało mi mówi

    Wolę ludzi od miejsc. Nawet w okresie urlopowym ważniejszym zdaje mi się, z kim albo do kogo, niż dokąd. Może dlatego, że ludzie więcej mi mówią niż krajobrazy. Miejsca zawsze były dla mnie raczej tłem, wartym tu i tam wzmianki, ale w gruncie rzeczy nieznaczącym. Ale chyba się zmieniam, bo coraz częściej widzę, że człowieka i myśl od miejsca nie zawsze da się oddzielić. Że idee, nawet te uniwersalne, też powstają gdzieś i kiedyś. Czyli że może warto i krajobraz potraktować na poważnie, dać mu szansę, patrzeć na wszystko bez wyjątku i liczyć na to, że się coś zauważy. No to patrzę. Jadę na Wschód przez pół Polski i patrzę. Za…