-
I znowu powrót, tylko dokąd?
Intercity na Zachód to pociąg niebylejaki. Czartoryski do Berlina brzmi dla mnie w pierwszej chwili egzotycznie i bajkowo, choć wiem przecież z biznesowej autopsji, jaka machina się za tym kryje. Mam w pociągu miejsce, zarezerwowane, zapisane w bilecie, bez rezerwacji nie zabiorą. W Niemczech tak, w Polsce nie. A więc w polskim Intercity każdy ma swoje wykupione miejsce, ma rację bytu, nie trzeba przepychać się na peronie, niepewność nie ma się tu czego złapać. Nie ma ku niej żadnych podstaw. Powoli słyszę takie zdania w głowie i się do nich uśmiecham, bo to już niemieckość wkracza, choć jeszcze po polsku, to jasne. A jednak. Pani koło pięćdziesiątki z loczkami wokół…
-
Yulia Navalnaya and a new dimension of love and change
“Stop being boring”, says Yulia Nawalnaya in the European Parliament a few days ago, “start being an innovator (in fighting Putin), as my husband had been.” Alexei Navalny managed to undermine Putin’s system in new ways, using social media posts and U-Tube videos to make his research into corruption interesting, fascinating and relevant to many. This is what Yulia refers to, but we are not used to such words (innovation!) in politics – if at all, then in the context of economic policy (let companies innovate) or in business – innovate to defeat the competition. But innovate to defeat evil? This is different and it makes us wake up and…
-
My memories of Alexei Navalny
I had a privilege to meet Alexei Navalny and interview him for a student newspaper at Yale, in 2011. He was a Yale World Scholar then, one of international guests of honor, invited by Yale for their courage and achievements. He came for four months to give lectures, mentor students, do his research and speak of Russia he had dreamt of and fought for. He probably did more than that – looking back, I think he searched for influential supporters at US universities for his democratization agenda and expanded his global network mobilizing people and resources for Russia – the country he loved and could not imagine leaving for longer.…
-
Pisanie oazą wolności?
Ostatnio długo nie pisałam. Dużo się działo w pracy, w życiu rodzinnym, więc to moje pisarskie hobby odsunęłam na bok – tak sobie tę przerwę tłumaczę. Ale gdy patrzę wstecz to „dużo się działo” powiewa pustką. Jak to możliwe? Jak zapełnione po brzegi dni, kalendarze w Outlooku bez jednego wolnego okienka i wieczory wypełnione zajęciami pozalekcyjnymi mogą w retrospektywie wydać się… puste? Szczególnie że działo się przecież dużo ciekawego, rozwijającego, dającego satysfakcję intelektualną i emocjonalną. A jednak w moim przypadku to pisarskie hobby okazuje się ważniejsze niż sama przed sobą jestem w stanie przyznać. Słowa na papierze, spisywane we własnej ciszy, mają w sobie coś, bez czego ciężko jest na…
-
Przedłużyłam sobie tę Polskę …
O powrotach w różne strony Wracamy na Zachód, choć mało to dziś znaczy. Autostrada rozrasta się o dwa dodatkowe pasy, jajka na twardo wypierane są przez precle z solą i wstrzykniętym umiejętnie masłem, darmowe toalety i ograniczenia prędkości znikają, pojawiają się za to wielkie koparki i przebudowy, a natura cofa się za barierki i dźwiękoszczelne, zakrzywione jak spodki ściany. Granica już za nami, a my wciąż jeszcze tkwimy w naszej Polsce, dzięki muzyce (Grechuta, Turnau, Podsiadło, Kayah, mieszanka Hity przeróżne), wspomnieniom i językowi, którego w tym niemieckim pędzie trzymamy się jak tratwy. Przedłużyliśmy sobie tę Polskę jeszcze o jeden dzień, rozciągnęliśmy o 500 kilometrów jak gumę do żucia Kaczora Donalda. Naszła mnie…
-
Wspólne poczucie nietutejszości – wrażenia po wieczorku autorskim o „Nietutejszych” 22.6 w Klubie 13 Muz w Szczecinie
Wydać książkę to jak zamknąć jakiś etap. Ma się wtedy wrażenie – przynajmniej ja mam – że po coś ten czas był i coś po sobie namacalnego pozostawił. Takie wrażenie celowości, być może iluzja, ale bardzo motywująca. Ulotne poczucie spełnienia w społeczności tworzącej się wokół słów, zdań, historii i doświadczeń. Już nie własnych, a wspólnych. Poczucie obcości towarzyszy mi od początku (tego świadomego, nastoletniego), niekoniecznie od momentu wyjazdu za granicę – zdaje się, że to raczej nieodłączna część mnie, która dzięki późniejszym wyjazdom na studia (i na życie) i pisaniu zaczęła nabierać formę i wychodzić na zewnątrz. Powoli, nieśmiało, najpierw do szuflady. Potem do ludzi. Często, jak się okazuje, ludzi…
-
Turystki czyli nic lepszego nie mogło mnie dziś spotkać (blog urodzinowy)
Miałam dziś szczęście być w drodze, na dobrze znanej mi linii Szczecin-Berlin, i naszła mnie pradoksalna myśl, że będąc w drodze czuję się bardzo na miejscu, a tym bardziej jeśli to droga graniczna, i że nic bardziej pasującego nie mogło mi się w te urodziny przytrafić. Obok mnie w autobusie DB podstawionym zamiast pociągu, bo elektryfikują trasę, siedzą trzy Ukrainki w średnim wieku, ubrane na sportowo, w bezrękawniki i adidasy. Dwie blondynki, jedna tleniona, mówią po rosyjsku, trzecia po ukrańsku, rozumieją się doskonale, tylko od czasu do czasu jedna rosyjsko-języczna pyta o jakieś ukraińskie słówko i próbuje je zapamiętać. Ja też. Jedziemy przez zakorkowane centrum Szczecina, Brama Portowa, mijamy kościół, a…
-
„Archiwum Emigracji– studia, szkice i dokumenty” i moje w nich nieśmiałe się przeglądanie
Na opisane tu doświadczenia emigracji Polskich pisarzy i artystów w różnych epokach rzuciłam się jak szalona – zachłannie, z poczuciem konieczności i jakąś nieokreśloną nadzieją. Przeczytałam wszystkie w jedno sobotnie popołudnie, zapisując pewne fragmenty i przeskakując inne, wyławiając z drobno zapisanych kartek cytaty znaczące dla mnie więcej niż reszta, czyli cokolwiek, co mogłoby mnie uratować z opresji niedookreślenia. Moja lektura była czysto subjektywna, wręcz instrumentalna (zupełnie inna niż kiedyś, na studiach) – jedynym chyba pytaniem, które mną kierowało, było – co w opisanych tu emigracyjnych portretach jest też moją prawdą, moim losem? Co do mnie przemawia albo coś we mnie porusza? Ot na przykład taki fragment pisarki-emigrantki, która opuściła kraj…
-
Co pozostanie po kolejnych Świętach? Choćby te sześć wrażeń…
Co tym razem zabieram ze sobą? Migawki, wrażenia, myśli niedomyślone do końca, doświadczenie przez małe d, zbyt jeszcze nieułożone, żeby zamienić się w argument albo rację, ale wystarczające, żeby zmusić do myślenia…: 1. Drugi dzień Świąt. Przepych wnętrza kościoła jednych przygniata, innych inspiruje, ale dla większości tu jest chyba już niezauważalny. Przywykli do złota, mozaik i witraży łykających słońce, a może nawet nie przywykli, bo zbyt szybko opuścili głowy. Większość dorosłych wpatruje się w posadzkę (podgrzewaną!), a dzieci z rozdziawionymi paszczami, z których wydobywają się kłęby pary, patrzą na sufit i palcem pokazują w stronę krzyża. – Nie palcem – upomina mama. – No to czym? – odpowiada obrażone dziecko…
-
Wychodzę z siebie, żeby coś zauważyć… kilka mroźnych perspektyw na koniec roku 2022
Jadę z teściem na zakupy. Wzdłuż białych żywopłotów z zasp, śniegu, który ledwie zgarnięty znowu napaduje. Wycieraczki przymarzły do zamglonej szyby, sople zwisające nad nami jak sztylety losu, a my ruszamy, opony jak opony, całoroczne, mówi teść i się uśmiecha, auto 22-letnie, ale nigdy nie zawiodło, to czemu teraz miałoby? To też argument, mocniejszy niż lista ryzyk sporządzona w klimatyzowanym biurze. Dojechaliśmy cało, mogło się źle skończyć, ale przecież zawsze może. Czuję po tej jeździe jakiś przyjemny fatalizm. Lżejszy od poczucia odpowiedzialności, od przymusu, żeby sprawdzić wszystkie koordynaty zanim podejmę jakąkolwiek decyzję (takie życie na GPS…). Na Zachodzie już prawie uwierzyłam, że mam na cały przebieg mojego życia wpływ, że…