• Brak perspektyw i powroty – kilka myśli i rozmowa w pociągu do Szczecina

    Nie da się cofnąć, ale wrócić chyba się da… Czasem najdzie mnie jakieś zdanie i nie daje spokoju. Zastanawiam się wtedy, dlaczego. Czy tylko ładnie brzmi i wbiło mi się w głowę jak stara melodia – Niemcy powiedzieliby Ohrwurm, czyli robak w uchu – czy może coś się jeszcze za tym robakiem kryje. Czy wykluje się z tego zdania jakiś blog albo opowiadanie, czy zaraz ulotni się jak większość myśli. To zależy od tego, czy akurat siedzę w pociągu. Szybkim, białym, ICE. Z południa na północ, pisane z małej, bo to nie żadne egzotyczne, gorące Południe tylko pagórkowata Hesja, ani nie wiadomo jaka Północ, bo do morza jeszcze spory kawałek.…

  • Kaleka polityka czyli słowa, które nic nie znaczą, a dzielą

    Otwieram Dziennik Gazeta Prawna i czytam Tylko zjednoczeni możemy położyć kres łajdactwu… Mocne. Pierwsze wrażenie – ktoś tu mówi, co prawda, o zjednoczeniu, ale słowa, których używa, dzielą. Już samym tym stwierdzenem tworzy dwa fronty, jeden dobry, drugi – łajdacy. Bo przecież nie ma łajdactwa bez łajdaków. Słowa tu raczej maskują i atakują, niewiele wyjaśniają. Zastanawiam się, kiedy ostatnio w prasie niemiecko- albo anglojęzycznej natknęłam się na słowo łajdak, albo łajdactwo (Schurke, bastard). Nie wiem. Na myśl przychodzi mi raczej Dostojewski, który też niby na początku publikował swoje dzieła w odcinkach w prasie. Tak, u niego było sporo łajdaków i łajdaczek, upadłych pijaków i nikczemników. Ale to jest literatura, tam…

  • Wychowanie po niemiecku czyli owce na łące

    Czy jest coś takiego jak wychowanie po niemiecku? Nie pytam cynicznie, nie sugeruję wszechobecnosci bezstresowego wychowania. Widziałam różne niemieckie rodziny i różne podejścia, choć niektóre bardziej utkwiły mi w pamięci niż inne. Po prostu zastanawiam się, czy są jakieś znaczące różnice między kulturami, jeśli chodzi o wychowywanie dzieci. Bardziej znaczące niż na przykład wiek, edukacja czy osobowość rodzica. Bo tak naprawdę najłatwiej coś „zwalić” na kulturę. Powiedzieć to takie niemieckie, uśmiechnąć się z przekąsem i pójść dalej. Utwierdzić się we własnej wyjątkowości, bardziej lub mniej świadomie. Nie próbować zrozumieć, bo przecież tej obcej mi kultury i tak nigdy do końca nie pojmę. Wszystkim nam to się zdarza, cudzoziemcom na obczyźnie…

  • Dlaczego Niemcy? Głosy z zachodniej „prowincji“

    Miejsce: Małe niemieckie miasteczko, z teatrem i basenem, z dworcem, na którym zatrzymuje się nawet szybki biały pociąg ICE i łączy je z wielkim światem. Miasteczko z autobusami i kierowcami, którzy przepuszczają na pasach. Bez tramwajów ani dużych rond. Jest cmentarz, o który dbają profesjonaliści i nieliczne rodziny zmarłych. Jest kościół, który większość ogląda z zewnątrz, albo z dołu, bo stoi na wzgórzu, wyżej jest już tylko pięciopiętrowy parking. Między DM a Rossmanem, rynek ze zdrową żywnością i panią, która ważąc truskawki opowie ci pół życia. Sześć piekarni, cukiernia, sklep z drogimi, markowymi butami, bo to centrum. Niektóre witryny sklepów zasłonięte kartonami, bo poupadały w pandemii. Wokół wzgórza poprzecinane alejami…

  • Ludzkie interfejsy, „ranienie” zasad i inne dziwne twory

    Niemcy to kraj reguł i ustaleń, najlepiej na piśmie, jeszcze lepiej we krwi, ale na to masz mało wpływu, bo w końcu nie każdy urodził się z tym samym podejściem do reguł, z tą samą za nimi tęsknotą. Pozostaje kartka papieru albo dokument, wspólny i jednoznaczny. Zawieranie układów i przygwożdżanie ich do papieru to specjalność Niemców – tworzenie umów, list z zadaniami (ToDo-Listen), zasad zachowania (Verhaltensregeln) czy współpracy w zespole (Teamvereinbarungen). Tak jak polskie układy brzmią raczej podejrzanie i kojarzą się chyba głównie z nieczystą polityką, tak niemiecki odpowiednik „Vereinbarungen” jest w swojej wymowie nieskazitelny, jest opoką i strażnikiem każdej relacji – politycznej, biznesowej, społecznej, nawet rodzinnej (Ehevertrag). Daje ramy,…

  • Niemieckie zdziwienie

    Dziwię się, podnoszę brew, ale zaraz ją opuszczam i uśmiecham się, jakby nigdy nic. Kiedyś myślałam, co złego jest w uśmiechu, ale teraz wiem, że to zależy, na co patrzysz. Na co tym uśmiechem przyzwalasz. Na jaką niedorzeczność, niespójność, jaki skandal czy dziwactwo. Kiwam głową, jakbym wszystko rozumiała, a tak naprawdę potwierdzam coś, co rozumiem słabo, bo skąd, jeśli jestem nie stąd. Ale jak nie podniosę brwi, to i nie podniesę głosu. Dziwić się czasem nie wystarczy. Bo przecież jest tu tego wiele, tylko powoli ich dziwactwa stają się moimi, przestaję je zauważać. Wcześniej widziałam, ale nic nie mówilam, bo nie wiedziałam jeszcze, jak. A może za długo czekałam na…

  • Dlaczego piszę? Ciuciubabka i inne zabawy…

    Żyję w kraju, w którym ciężko jest robić coś bez celu. Wszystko musi być po coś. Mało kto pyta o powody – dużo częściej od klasycznego warum słyszę ostrzejsze wofür albo wozu. Z nutką oskarżenia. Wtedy trzeba się wytłumaczyć, chociażby przed samym sobą. Celowość, sensowność, projektowe myślenie nawet poza światem biznesowym – to całe Niemcy. Jak idziesz na jogging, to dla zdrowia, jak pozwalasz dzieciom się nudzić, to nazywasz to freies Spielen i powołujesz się na filozofię, że nuda wzmacnia kreatywność. Więc nawet nudzisz się trzeba po coś. Albo chociaż z jakiegoś konkretnego powodu, który inni zrozumieją, zaaprobują. Za długo tu żyję, żeby tak po prostu o tym zapomnieć i…