Na Zachodzie bez zmian…
Nie zauważyłam wojny. Przynajmniej nie od razu. Tego ranka miałam dużo spotkań, dużo spraw do załatwienia, ważnych spraw, które nie mogą czekać. Tak się wydaje, póki nie pojawią się inne. Pilniejsze. Usuwające grunt pod nogami.
Dopiero po pracy spojrzałam na spiegel.online. I co z tego, że spojrzałam? Człowiek do samego końca nie wierzy w coś, czego nie doświadczył. Nie wierzy dziadkom, książkom, to i nie uwierzy wiadomościom z frontu, bo nie wie co to znaczy, front. Niby wie, ale nie wierzy, bo nie odczuł.
Myśli, że mu się upiecze. Bo Unia, bo NATO, bo to przecież niemożliwe, żeby było inaczej niż… jest.
Wczoraj Eli płakała, bo nasz trzylatek dokazywał i nie wiedziała, jak sobie z nim poradzić, a dziś płacze, bo jej prezydent podbija Ukrainę. Te same łzy. Niemocy, bezradności. Łzy rosyjskiej obywatelki, której mogą nie przedłużyć wizy. Łzy rosyjskiej córki, której mama pracuje w banku i może zostać zwolniona. Sankcje to sankcje, mają coś wskórać.
25.02.2022
Sąsiadka zamiata balkon. W nocy wiało i trzeba pozbyć się gałązek, dobrze, że liści jeszcze nie ma. A na deutsche welle zdjęcie budynku po bombardowaniu. Kojarzy mi się z filmami wojennymi, z podręcznikiem do historii, z grą komputerową albo ze Star Wars. Kojarzy mi się ze wszystkim, ale nie z czymś, co jest tak blisko i na poważnie – tytuł nie pasuje do obrazka.
Eli ma niby pozwolenie na pobyt na rok, to udało się już załatwić, ale wizę tylko na trzy miesiące. Trzy miesiące to niewiele w porównaniu z miłością na dystans, która ją tu sprowadziła, z miłością, która do Rosji wrócić nie mogła, bo miłość ta jest zdrowa, męska i dwudziestoletnia, zgarnęli by go do armii i tyle. Trzy miesiące to za mało, ale wystarczająco, żeby mieć nadzieję, zacząć coś planować. Planowanie to przywilej wolnego człowieka… My też planujemy, narty, Włochy, a co! Jeszcze przyszłość jest nasza. Chcemy w to wierzyć, na przekór czołgom ciągnącym w stronę Kijowa.
Jak mało trzeba, żeby zacząć się bać, jak dużo, żeby uwierzyć, że to ciebie też naprawdę dotyczy. Bo strach to chyba jeszcze nie wiara, jeszcze nie.
A wieczorem debaty. Niemcy dyskutują, czym to być może sprowokowali Putina, jakie błędy popełnił Zachód, że może nie trzeba było tak rozszerzać tego sojuszu, tego NATO. Nie, o ten wschód chyba nie było warto…
Paczki przychodzą jak zawsze, a dostawcom nie chce się wchodzić po schodach. Najchętniej rzuciliby karton na klatkę i jechali dalej. Mają napięty grafik.
Nic się nie zmieniło.
26.02.2022
Sobota, piorę pościel, zdejmuję poszewkę z kołdry, z poduszek i ładuję do pralki. Otwieram okno i wystawiam pierze na zewnątrz. W telewizji pokazują Ukraińców na stacji w Przemyślu, porozkładanych na leżakach, wyglądają jak basenowe. Na nich materace, a na materacach ludzie, w kurtkach i w butach. Niektóre dzieci śpią jak gdyby nigdy nic, a inne patrzą ufnymi oczami w kamerę. Mało rozumieją, choć więcej już pewnie zobaczyły niż większość z nas. Obok plecaki, walizki. Nasza jeszcze w piwnicy, wyciągniemy przed wyjazdem do Włoch, teraz zajęłaby nam tu za dużo miejsca. Trzeba naostrzyć narty. Dzieci biegają między tymi leżakami jak to dzieci, wszędzie się bawią, póki mogą, Przemyśl, Bensheim.
Dozuję sobie te obrazy, przełączam na Netflix albo wyłączam zupełnie. Nie wiem czy to dobrze, bo wtedy te, które zobaczysz, jakby głębiej w ciebie zapadają, przerabiasz je, zamiast zapominać. A może to tylko pierwsze stadium zapomnienia – to oswojenie w głowie lub na kartce. System obronny.
Może jednak lepiej byłoby mieć te wiadomości cały czas włączone. Migawki, urywki, radio, słowa, które dochodzą, ale tylko połowicznie, bo już tak często je słyszałaś, jakoś trzeba się do tej wojny przyzwyczajać.
Robię zakupy. Panie w mięsnym jak zwykle uprzejme do bólu, przekładają, podają, co sobie zażyczysz, ukroją, czego trzeba, doradzą. Tu jest wszystko, mówi Eli, a ja przytakuję, choć zdaję sobie sprawę jak łatwo to wszystko stracić. Mimo tylu rodzajów ubezpieczeń na wojnę ubezpieczenia nie ma, jeszcze nie. Trzeba było w armię inwestować, a nie wierzyć, że świat parzy na rzeczywistość niemieckimi oczyma. Ufnymi i zadufanymi w sobie jednocześnie. Nie tę szynkę, tę z dodatkiem pieprzu poproszę, o tak, niech pani jeszcze kawałek dołoży. Ekonomią świat podbijemy, a co. Może i tak, ale nie ostatecznie.
***
Uczę Julka jazdy na rowerze. Niczego się nie boi, nie hamuje na zakrętach, w ogóle rzadko zwalnia. Od ulicy słychać klaksony, jeden po drugim, sobota, ktoś się żeni, trudno przekładać ślub w ostatnim momencie. Zresztą, po co przekładać? Przyspieszać trzeba by raczej. Żyć na zapas, póki można.
Potem zdaje mi się, że tych klaksonów jakoś za dużo, za długie i jednostajne i myślę, równie dobrze mogłaby to być syrena. Julek klaksonów nie słyszy, patrzy przed siebie i pedałuje. Nie wolno mi się zamyślać, bo czasem ląduje w krzakach, gorzej, w żywopłocie sąsiadów, zaraz na nas kogoś naślą za te dziury. Choć dzieci tu są święte, dzieciom wszystko wolno, szczególnie takim ślicznym. Te dzieci w Przemyślu też są śliczne, myślę, tyle że bez przywilejów. Bez domu. Bez roweru. Bez…
Ileż można oglądać czołgi? Czy nie ważniejsze jest teraz przeczytać dzieło jakiegoś ukraińskiego autora? Zapoznać się z kulturą, która może zejść do podziemia? Słucham wykładu Timothy Snydera o historii Ukrainy, o tym, że to normalny naród, że jego losy wcale nie różnią się od losów innych młodych i starszych narodów – to, co nienormalne, to rosyjska propaganda, to to, że Putin podważa prawo istnienia suwerennego narodu, odwraca historię, a raczej maluje ją na nowo. Nam wszystkim. Wojskami maluje.
Krzyś z Kubą kupują rolki. Idzie wiosna, już czas.
Straszne czasy. Tylko jeszcze nie dla nas.
Wieczorami nachodzą mnie bardziej polityczne myśli. Wszędzie tu piszą, że Niemcy się właśnie budzą. Że otwierają oczy, aby w końcu przejrzeć i zobaczyć prawdziwą twarz Putina. Koniec iluzji, koniec naiwności, to tylko wybrane tytuły, ale kierunek argumentacji wszędzie podobny.
Nie wiem, czy to takie proste. To chyba jednak nie jest bajka o Śpiącej Królewnie, żadna bajka. Polityka. Naiwnością można się przykryć, przysłonić od krytyki, ale nie więcej. Myślę, że Niemcy, i tak samo już my tutaj osiadli, za wiele mają do stracenia, żeby myśleć solidarnie. Te domki z widokami na wzgórza, to całe dostatnie życie przesłania widok na ludzi, na sąsiadów, na tych w niebezpieczeństwie. Mówią o solidarności, ale nie mają pojęcia, czym mogłaby ona być. Kończy się na słowach, na przestrogach, na idealizmie dalekim od ziemi, abstrakcyjnym, niemieckim.