-
Bele siana zrolowane jak maty do jogi czyli krajobraz, który mało mi mówi
Wolę ludzi od miejsc. Nawet w okresie urlopowym ważniejszym zdaje mi się, z kim albo do kogo, niż dokąd. Może dlatego, że ludzie więcej mi mówią niż krajobrazy. Miejsca zawsze były dla mnie raczej tłem, wartym tu i tam wzmianki, ale w gruncie rzeczy nieznaczącym. Ale chyba się zmieniam, bo coraz częściej widzę, że człowieka i myśl od miejsca nie zawsze da się oddzielić. Że idee, nawet te uniwersalne, też powstają gdzieś i kiedyś. Czyli że może warto i krajobraz potraktować na poważnie, dać mu szansę, patrzeć na wszystko bez wyjątku i liczyć na to, że się coś zauważy. No to patrzę. Jadę na Wschód przez pół Polski i patrzę. Za…
-
Łagodne oczy, ostry umysł i pochwała niepewności
Przypadkiem sięgnęłam ostatnio po Leszka Kołakowskiego. Właściwie po Marcina Króla, który o Kołakowskim pisze i go tłumaczy – książka średniego rozmiaru stała na półce siostry, wśród innych czarno-czerwonych okładek, bo nowa moda to ład color-coded czyli ustawienie książek według koloru. Książka wystarczająco cienka, żeby w trzy dni przeczytać i nieco pogłębić urlop. Tak myślałam, ale teraz zastanawiam się, ile powtórzę bez ściągi pod ręką, ile zabrałam ze sobą do pociągu i czy coś z tej filozofii ze mną pozostanie na dłużej. To, co bez trudu wraca, to wrażenie, że Kołakowski i Król wyrażają to, co i we mnie już dłużej siedzi, tylko cicho. Jakieś przeczucia, niepoukładane półmyśli czy półstrachy. I…