-
Co pozostanie po kolejnych Świętach? Choćby te sześć wrażeń…
Co tym razem zabieram ze sobą? Migawki, wrażenia, myśli niedomyślone do końca, doświadczenie przez małe d, zbyt jeszcze nieułożone, żeby zamienić się w argument albo rację, ale wystarczające, żeby zmusić do myślenia…: 1. Drugi dzień Świąt. Przepych wnętrza kościoła jednych przygniata, innych inspiruje, ale dla większości tu jest chyba już niezauważalny. Przywykli do złota, mozaik i witraży łykających słońce, a może nawet nie przywykli, bo zbyt szybko opuścili głowy. Większość dorosłych wpatruje się w posadzkę (podgrzewaną!), a dzieci z rozdziawionymi paszczami, z których wydobywają się kłęby pary, patrzą na sufit i palcem pokazują w stronę krzyża. – Nie palcem – upomina mama. – No to czym? – odpowiada obrażone dziecko…
-
Wychodzę z siebie, żeby coś zauważyć… kilka mroźnych perspektyw na koniec roku 2022
Jadę z teściem na zakupy. Wzdłuż białych żywopłotów z zasp, śniegu, który ledwie zgarnięty znowu napaduje. Wycieraczki przymarzły do zamglonej szyby, sople zwisające nad nami jak sztylety losu, a my ruszamy, opony jak opony, całoroczne, mówi teść i się uśmiecha, auto 22-letnie, ale nigdy nie zawiodło, to czemu teraz miałoby? To też argument, mocniejszy niż lista ryzyk sporządzona w klimatyzowanym biurze. Dojechaliśmy cało, mogło się źle skończyć, ale przecież zawsze może. Czuję po tej jeździe jakiś przyjemny fatalizm. Lżejszy od poczucia odpowiedzialności, od przymusu, żeby sprawdzić wszystkie koordynaty zanim podejmę jakąkolwiek decyzję (takie życie na GPS…). Na Zachodzie już prawie uwierzyłam, że mam na cały przebieg mojego życia wpływ, że…