-
Za dużo słów, za mało ciała czyli powroty do biur
Gdy ją piewszy raz zobaczyłam, wydała mi się dużo wyższa niż na ekranie. Mówiła kiedyś coś o koszykówce, ale jakoś tego nie zajestrowałam, jej głowa w kamerce wydawała się mała, to pomyślałam, że reszta też mała. Nawet nie pomyślałam, tylko założyłam, a założenie jest przecież szybsze niż myśl. Dopiero gdy ją zobaczyłam na żywo, zdałam sobie z tego sprawę. Pół roku rozmawiałam z kimś, kto w mojej głowie miał najwyżej 168 cm wzrostu. Stale coś zakładamy, nieświadomie dodajemy niewidoczne części układanki, twarzy dorysowujemy ciało, a ciału osobowość. Lepsze fałszywe i całe niż jakieś dziury i braki. Nazywamy to interpretacją, ale czasem to raczej kwestia wyobraźni i zniecierpliwienia, pójścia na skróty…
-
Wybrałam Dostojewskiego
„Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób“. Dziesięć lat temu podziwiałam L. Tołstoja za złote myśli i wciągające początki, za dialogi, rozmach i świetność opisów, a dziś przeglądam Anne Kareninę i marszczę brwi. Zastanawiam się. Dlaczego niby szczęśliwe rodziny miałyby być do siebie podobne? To chyba tylko kwestia wyboru autora, na czym się koncentruje – czy chce pisać o nieszczęściu i zdradzie, czy o rodzinnej idylli? Dobro też możnaby przedstawić ciekawie, sam Tołstoj to robi, rysuje nam obraz Lewina i jego wybranki, Ekateriny Szczerbackiej, związku uczciwego i dobrego, ale jest to wątek poboczny. Spoglądam na moją biblioteczkę. Odwracam wzrok od telewizora, dozuję sobie wiadomości…