Blog – Jolanta Jonaszko

Kaleka polityka czyli słowa, które nic nie znaczą, a dzielą

Otwieram Dziennik Gazeta Prawna i czytam Tylko zjednoczeni możemy położyć kres łajdactwu… Mocne. Pierwsze wrażenie – ktoś tu mówi, co prawda, o zjednoczeniu, ale słowa, których używa, dzielą. Już samym tym stwierdzenem tworzy dwa fronty, jeden dobry, drugi – łajdacy. Bo przecież nie ma łajdactwa bez łajdaków. Słowa tu raczej maskują i atakują, niewiele wyjaśniają.

Zastanawiam się, kiedy ostatnio w prasie niemiecko- albo anglojęzycznej natknęłam się na słowo łajdak, albo łajdactwo (Schurke, bastard). Nie wiem. Na myśl przychodzi mi raczej Dostojewski, który też niby na początku publikował swoje dzieła w odcinkach w prasie. Tak, u niego było sporo łajdaków i łajdaczek, upadłych pijaków i nikczemników. Ale to jest literatura, tam każdy łajdak ma psychologię, ma drugie i trzecie dno, tam słowa prowadzą nas głębiej, a nie na barykady.

Czytam dalej. Ta władza chce robić zło… Robić zło. Ufff. Aż mi się robi gorąco, choć to dopiero siódma rano. Zastanawiam się, czy kiedyś spotkałam człowieka, którego celem byłoby robienie zła. To prawda, nie znam polityków, może sama mam coś z Idioty Dostojewskiego, ale przecież ludziom zło się raczej zdarza, wychodzi, nie jest celem, misją życiową… A tu znów to uparte, rażące wprowadzanie podziału, że jedni (obojętnie którzy!) chcą robić zło, a drudzy dobro. Uproszczenie, które zamyka możliwość jakiejkolwek rozmowy. Koniec kropka. Odwrócenie się plecami, albo nawet inną częścią ciała.

Zdjęcie: Agnieszka Michalik

To są zdania, które tylko z wierzchu zdają się wyrażać troskę o wspólne dobro, ale jak trochę pokopać, to jedyne, co widać, to próba pozycjonowania się na skróty. Łatwiej rzucić biblijna frazą (w artykule czytam ludzie dobrej woli …) niż przedstawić argument, który jest przekonywujący, jest stabilny sam w sobie, nie musi podtrzymywać się na podziałach moralnych i ideologicznych jak na ciężkich kulach. Kaleka ta polityka, i niepoważna.

Czy nie lepiej dla wszystkich byłoby założyć, może trochę naiwnie, że większość ludzi z obu stron politycznego spektrum chce dobra publicznego, ale broni także własnych interesów, i uważnie obserwować, u kogo ta skomplikowana relacja jak przekłada się na działaność polityczną?  Kto jest może trochę mocniejszy, trochę bardziej pracowity, trochę bardziej odporny na stres albo na zakusy władzy, a nie kto lewak, a kto PIS-owiec?

Economy, stupid? W artykule przywołane jest słynne powiedzenie doradcy Billa Clintona Gospodarka, głupcze, ale czy zamiast wyzywać się od durniów czy płaskoziemców, stawiać jednych ponad drugich, nie bardziej byłoby nam potrzebne powiedzenie Abrahama Lincolna A house divided onto itself cannot stand – w wolnym tłumaczeniu, dom, który jest podzielony, nie długo postoi.

Można by powiedzieć, to tylko słowa, porównania, cała ta komunikacyjna otoczka. Trzeba by zatrudnić paru specjalistów i już. Oszlifować kanty, wywalić łajdaków z politycznych skryptów. Ale to przecież dużo więcej, to przejaw kultury politycznej, szacunku dla wszystkich, z tej i drugiej strony politycznego spektrum. Ah tam, gadasz, szacunku i tak już dawno tu nie ma.

Może nie ma, ale czy w takim razie nie trzeba go budować? I gdzie zacząć? Może właśnie od budowy zdań, od doboru słów, od argumentów, które trzeba przemyśleć, zanim się je wypowie, zanim się je skategoryzuje czy to argument zielony, czy konserwatywny, czy jeszcze inny. Od tego, żeby myśleć o sprawie, a nie o przeciwniku. O przyszłości, a nie o tu i teraz. Żeby w ogóle myśleć, a nie od razu się pozycjonować. Traktować słowa z powagą i wiarą, że mają jakieś znaczenie.

Zdjęcie: Agnieszka Michalik

To wszystko to i tak teatr, możnaby powiedzieć i zgadzam się, dlatego polityki nie lubię, ale są różne przedstawienia, o różnych poziomach. Takie, które nic nie znaczą i takie, od których zależą losu tych, którzy za kulisami i tych, którzy oglądają. I tych wielu innych, którzy do teatru nie chodzą. Nie chcą tego oglądać, tego słuchać, nie wierzą, że coś to zmieni. I pewnie mają sporo racji.

(Tu link do artykułu, o którym piszę – specjalnie pod koniec i w nawiasie, bo te słowa padają po obu stronach politycznego spektrum, to tylko przykład z ostatnich dni).

Exit mobile version