Dlaczego Niemcy? Głosy z zachodniej „prowincji“

Miejsce: Małe niemieckie miasteczko, z teatrem i basenem, z dworcem, na którym zatrzymuje się nawet szybki biały pociąg ICE i łączy je z wielkim światem. Miasteczko z autobusami i kierowcami, którzy przepuszczają na pasach. Bez tramwajów ani dużych rond. Jest cmentarz, o który dbają profesjonaliści i nieliczne rodziny zmarłych. Jest kościół, który większość ogląda z zewnątrz, albo z dołu, bo stoi na wzgórzu, wyżej jest już tylko pięciopiętrowy parking. Między DM a Rossmanem, rynek ze zdrową żywnością i panią, która ważąc truskawki opowie ci pół życia. Sześć piekarni, cukiernia, sklep z drogimi, markowymi butami, bo to centrum. Niektóre witryny sklepów zasłonięte kartonami, bo poupadały w pandemii. Wokół wzgórza poprzecinane alejami winnic, a na dole ludzie, którzy ich nie widzą – za długo już tu żyją. Albo za krótko, wtedy patrzą raczej wkoło, żeby się zorientować albo w dół, żeby odliczyć resztę. Na weekend można pójść w góry, na bąbelkowe wino Riesling i kleszcze, na które wszystkich tu szczepią.

Autorka zdjęcia: Agnieszka Michalik

Bohaterowie: Polacy, różni, najróżniejsi, mężczyźni, kobiety i dzieci, na oko więcej młodszych niż starszych, bardziej lub mniej wykształceni. Czy wszyscy obrotni, że wyjechali? U niektórych tak się złożyło – przyjechał jeden krewny, kolejny i „nas tu sprowadzili”, załatwili pierwszą robotę, a potem się potoczyło. A inni sami wzięli sprawę w swoj ręce.  Złote rączki, którzy mają swoje „Gewerbe“ czyli swój biznes, robią „u Polaka” albo „u Niemca“, niektórzy na etat, bo się zakręcili albo po prostu są dobrzy, albo jedno i druge, inni, często kobiety, dorabiają na Minijob, czyli 450 euro na miesiąc. Mają dzieci, albo ich nie mają. Różni, najróżniejsi. Polacy.

Forma:  To nie jest wywiad. Raczej poukładane strzępki rozmów z żyjącymi tutaj Polakami, które zapadły mi w pamięć i tam siedzą. Wyjmuję je i przyglądam się nim. Dotykam i sprawdzam, czy wytrzymają. Próbę kartki, czasu, krytyczne spojrzenie z zewnątrz. Czy się wybronią. Przed moim pytaniem, moją własną niepewnością. Czy coś z nich wyniknie.

Dlaczego tu żyjesz?

Bo żyje się spokojniej. Nie liczysz kasy od pierwszego do pierwszego. Tu mam lekarzy i nie czekam na wizytę pół roku, bo cię biorą od ręki, nie musisz być pacjentem prywatnym.

Mogę gnać po autostradzie aż do granicy, wjechać do Polski, naładować się emocjonalnie, a potem wracać dwusetką i spokojnie żyć dalej.

Tutaj mamy szanse, których tam nie mieliśmy. Przynajmniej nie u nas na wiosce.

A to nie wioska? Prowincja?

Jaka prowincja! Ludzi jest może nie tyle co w wielkim mieście, ale tak to wszystko jest!

Zachodnia prowincja to nie prowincja, nie tak, jak my to rozumiemy. To bezpieczna droga do szkoły, po której dzieci chodzą same. To drzewa za oknem, a nie samoloty. W Polsce prowincja kojarzy się z jakimś zacofaniem, a tu to raczej krok naprzód, dobre życie. Raj dla rodzin, ale drogi raj. Ceny wynajmu ostatnio bardzo poszły w górę, o zakupie zapomnij.

To jest zachodni kraj. Tutaj im bliżej natury, tym lepiej, prowincjalny to ten, któremu udało się uwolnić od centrum wielkiego miasta, zadymionego Stuttgartu na przykład. Ten, któremu się udało.

Zostaniecie?

Myślę, że tak. Chyba, że coś się stanie. Ta powódź mnie przeraziła. W takich momentach jakoś ciągnie do rodziny, ale to tylko chwila. Niemcy to nie jest kraj katastrof, to raczej kraj spokojnej starości.

Na starość może wrócę do Polski, ale z niemiecką emeryturą w kieszeni. Na moich warunkach.

Jak tu człowiek już pożył, to ciężko wrócić. Jakiś inny się staje. Może za wiele nagle oczekuje, albo za szybko się przyzwyczaja. Polska rzeczywistość nagle razi.

Co razi najbardziej?

Artykuły, są tendencyjne. Polityka i obrażanie się jeden na drugiego. Tu to też jest, ale jednak jakoś bardziej rzeczowo, przynajmniej udają, że spierają się o argumenty, w Polsce już chyba nawet nie udają, wyklinają jeden na drugiego i nazywają to polityką.

Zazdrość i jakaś głupota. Taki przykład. Jeździmy regularnie do rodziców. Audikiem wjeżdżamy na wioskę i już oczy wytrzeszczają. Myślą, że nam z niemieckiego nieba spadł ten Audik, a przecież spłacamy kredyt, zarabiamy na niego. Tego nie widzą, nadciągniętego konta nie widać, tylko srebrną boazerię.

Ceny w sklepach. To razi najbardziej, szczególnie nad polskim morzem.

Nie tęsknicie?

Tak, ale jest Whattsupp. Mamy grupę, wszyscy się przecież rozpierzchli, nigdy nie byliśmy sobie tak bliscy.

Niby jest się mniej razem, ale jak już się razem jest, to jakby bardziej. Ma to sens?

Tęsknię, i co z tego? Z tęsknotą sobie poradzisz, a bez pracy nie.

One Comment

Dołącz do dyskusji...